Biegun Północny 2006
Arktyka jest miejscem, które nie koniecznie się kojarzy z nurkowaniem. Bardzo ekstremalne warunki nie sprzyjają takim wyprawom, ale są i tacy, dla których wody Arktyki są wymarzonym miejscem do nurkowania. Przede wszystkim jest tam dużo mało znanych miejsc.
pokaż cały tekstKwiecień 2006
Zbyszek Dorenda
Pomysł zrodził się w głowie Leszka dość dawno, ale ostateczną formę przybrał po powrocie z ostatniego nurkowania w Meksyku, gdzie Leszek i Krzysztof pobili rekord świata w nurkowaniu jaskiniowym. Przygotowania trwały około 3. miesięcy. Termin wyjazdu narzucał klimat. W kwietniu jest już dość ciepło, a jednocześnie pak lodowy wciąż jeszcze stabilny. No i Rosjanie, którzy zmonopolizowali transport w okolicy bieguna.
Zaczęliśmy od poznawania warunków, jakich należało się spodziewać, skompletowaliśmy listy sprzętu osobistego, obozowego, nurkowego i całej reszty, w tym żywności, paliwa itd. Ponieważ musieliśmy liczyć się z lodem o grubości do 3 m, przygotowane zostały świdry lodowe i piły spalinowe. Czas pobytu na samym biegunie północnym planowaliśmy na 3-7 dni z opcją przedłużenia do 10 w przypadku załamania pogody. 2 kwietnia wylecieliśmy z Warszawy do Oslo, a następnie do Longvearbyen na Spitzbergenie. Tam spotkaliśmy się z Wojtkiem i Leszkiem. Dwa dni zajęło nam przepakowanie sprzętu, trening w rozbijaniu namiotów na lodzie przy sporym wietrze oraz próbny nurek w fiordzie.
Pod śrubką w globusie
23 kwietnia po południu mieliśmy wylecieć An-74 do Barneo – rosyjskiej bazy na lodzie leżącej w odległości ok.200 km od bieguna. Tak miało być, ale są to loty praktycznie bez rozkładu. Ostatecznie wylecieliśmy następnego dnia.
Po przerwie w Barneo załadowaliśmy sprzęt do Mi-8 i polecieliśmy na biegun północny. Lot trwał ok. 40 minut. Wylądowaliśmy w odległości 200m. Namierzyliśmy go GPS i doszliśmy do miejsca, gdzie w globusie jest śrubka. Ciekawe – wszędzie było na południe ;-)
Helikopterem polecieliśmy ok. 5 km w kierunku przeciwnym do dryfu – po to, aby nasze nurkowania wypadły możliwie jak najbliżej bieguna geograficznego. Znaleźliśmy solidną krę, do której przylegała szczelina wypełniona młodym lodem. To miało nam zaoszczędzić sporo czasu. Według planu obóz miał się składać z dwóch namiotów bazowych typu igloo oraz czterech małych namiotów sypialnych. Namioty bazowe były ogrzewane piecykami naftowymi. W jednym była kawiarenka, kuchnia i pokój socjalny, drugi był namiotem sprzętowym i szatnią nurków. Zaczęliśmy stawiać obóz. Przećwiczone procedury, doskonały sprzęt i niezła pogoda sprawiły, że poszło bardzo sprawnie. Dzień zakończyliśmy posiłkiem przy góralskiej herbacie. Temperatura spadła do -30° C . Pierwszy raz, nie licząc Wojtka, mieliśmy spać w tak niskiej temperaturze. Rano rytuał wytapiania wody ze śniegu i przygotowania stanowiska nurkowego. Zmonopolizował to Krzysztof. Szalał z piłą spalinową, czego rezultatem był niezły „basen”. Ogrzewany namiot sprzętowy zapeniał komfort cieplny przed i po nurkowaniu.
Nurkowanie w sorbecie
Pierwsze nurkowanie odbyło się 25 kwietnia. Debiutancka parę stanowili Leszek z Krzysztofem. Ten drugi solidnie obładowany sprzętem fotograficznym i filmowym. Co pewien czas przez szczeliny w lodzie ze świstem wydobywało się powietrze. Zatoczyli krąg, na jaki pozwalało 50m liny, krótka sesja zdjęciowa dla sponsorów i po ok. 20 minutach byli już na powierzchni. Komputery pokazały temperaturę – 2° C. Przepytani na gorąco o wrażenia podkreślali głównie grę świateł niespotykaną podczas wcześniejszych nurkowań podlodowych. To skutek wypietrzeń i nawarstwiania się tafli lodowych. Innowacja było także nurkowanie w „sorbecie” – zawiesinie kryształów lodu w przemrożonej wodzie.
Remek, Mirek i Ryszard wchodzili jako następni. Przebieg nurkowania podobny, wrażenia również. Ostatnia pare tworzyli Leszek i Zbyszek. Przed tym nurkowaniem natknęliśmy się na nieprzewidziany problem. Pomimo podawania ogrzanego powietrza zamarzły odwadniacze w sprężarkach. Trochę to trwało, zanim opanowaliśmy sytuację.
Ciężkie chwile dla sprzętu
Suche skafandry, w których mieliśmy przyjemność nurkować, były efektem doświadczeń i najnowszej technologii. Nowa amerykańska mieszanka ma takie same właściwości jak dotychczas stosowane w zakresie gęstości i twardości. Bije jednak na głowę konkurentów w rozciągliwości i odporności na rozerwanie. Kolejną przewagą jest doskonały współczynnik przenikalności ciepła, który wynosi 0,30 (dotychczas 0,65). No i zakres temperatury eksploatacji dla tej mieszanki wynoszący -40 di +93° C. Automaty Apeks 50 i 100 zostały wybrane ze względu na ich odporność na zamarzanie, co nie znaczy, że nie mieliśmy żądnych problemów. Prawie zawsze lekko „podmarzały”, dając niewielki stały wydatek. Ale działały, choć chwilami wyglądały jak kule lodowe.
Zestawy dwubutlowe z manifoldem zapewniały dwa niezależne źródła powietrza, a jednocześnie ułatwiały dopełnianie butli, wyrównywanie ciśnień i transport. Na nieprzewidziane problemy natknęliśmy się podczas używania inflatorów skrzydeł. Woda dostawała się pod przycisk inflatora, zamarzała i blokowała go. Na szczęście problem nie dotyczył zaworów w skafandrach. W sumie jednak pełen sukces. A czas gonił, ponieważ w międzyczasie Rosjanie zawiadomili Wojtka, że mogą przylecieć po nas albo nazajutrz, albo dopiero za 3 dni.
Królewski powrót
Zdecydowaliśmy się na powrót nazajutrz. Oznaczało to szybkie zwinięcie obozu. Następnego dnia nastąpiło zdecydowane pogorszenie pogody. Przyszła mgła. Na tyle gęsta, że wynik pertraktacji z Rosjanami wcale nie był oczywisty. Perspektywa ugrzęźnięcia na kilka dni była bliska, na szczęście jednak wylecieli. Słyszeliśmy śmigłowiec latający we mgle. W końcu podnieśli się trochę wyżej, zobaczyliśmy ich i nakierowaliśmy przez telefon satelitarny. Pora na ładowanie. Trudno było uwierzyć, jak wiele ładunku i ludzi zmieściło się w tym śmigłowcu.
W Barneo znowu przerwa. W samej bazie tłok i ruch jak w supermarkecie. Stempel w paszporcie, kartki pocztowe, trochę snu i lot do Longyearbyen.
W drodze powrotnej pilot leciał na tyle nisko, że mogliśmy podziwiać przepiękne formy skalne wyrzeźbione przez lodowce. Nasz powrót zbiegł się z wizytą króla Haralda V z okazji 100-lecia miasta, mieliśmy więc pewne kłopoty z zakwaterowaniem. Ale i tak było wygodniej niż w namiocie na lodzie. Doceniliśmy też kąpiel i norweską kuchnię w wydaniu rosyjskim.
W czasie naszego wypadu na biegun z wybrzeża Spitzbergenu zniknął cały śnieg. To zmusiło nas do rezygnacji z zaplanowanej wcześniej wycieczki skuterami śnieżnymi po wyspie. 29 kwietnia zmierzaliśmy już do domów. Zostawiliśmy za sobą piękne krajobrazy, niezapomnianą przygodę i, jak pisał Jack London, „niedźwiedzie mięso”.
Pierwsze polskie nurkowanie na biegunie północnym Spitzbergen, biegun północny, 20-29 kwietnia 2006
Północny biegun geograficzny
Biegun geograficzny, znany także jako północ właściwa. Jest to najbardziej wysunięty na północ punkt kuli ziemskiej, ustalony na podstawie jej ruchu obrotowego. To przez ten punkt przechodzi oś obrotu naszej planety. Ma on stałe położenie – szerokość geograficzna 90°N. Na północnym biegunie geograficznym nie ma lądu. Ocean przez większość czasu pokryty jest grubym lodem.